Pierwsze warsztaty w tym roku akademickim odbyły się 5 października. Zastanawialiśmy się nad czynnikami, które prowadzą do osiągnięcia sukcesu. Nasze rozważania porównaliśmy z wnioskami, do których doszedł badacz sukcesu, Richard St. John. Oto jego krótkie wystąpienie na konferencji TED:
W ciągu najbliższych tygodni będziemy publikować tutaj prace uczestników warsztatów dwujęzycznych. Będą one traktować o ludziach, którzy odnieśli sukces, a może i o takich, którym z różnych powodów się nie udało...
Jako pierwszą przedstawiamy pracę Agnieszki:
„Sprzedaj lodówkę i jedź!”
„(On) też kiedyś czytał książki podróżnicze i marzył o
dalekich lądach. Pewnego dnia wstał z fotela, zarzucił sobie na plecy lodówkę i
poszedł na pobliski bazar. Wkrótce potem wrócił, wytarł kurz w pustym miejscu
po lodówce i zaczął pakować plecak. Głęboko w kieszeni miał mały zwitek
pieniędzy i świeżą rezerwację na samolot. Tak to się wszystko zaczęło”.
Urodzony w roku 1964, wychowany w komunistycznej Polsce,
pochodzący z niezamożnej rodziny i posiadający tylko jedno płuco. Nie brzmi
zbyt imponująco, prawda? Nie pozwólmy jednak, by pozory nas zmyliły. Wojciech
Cejrowski podróżował
dotychczas po blisko sześćdziesięciu krajach, odwiedził sześć kontynentów.
Pokonał tak niedostępne tereny jak bagnistą puszczę Darien, na granicy Kolumbii
i Panamy i dotarł do osad plemienia Wai Wai na pograniczu Gujany i Brazylii.
Jest podróżnikiem, fotografem, dziennikarzem, satyrykiem, autorem książek i
publikacji oraz socjologiem. Od dziecka marzył o dalekich podróżach i
poznawaniu świata. Innymi słowy, Cejrowski nie jest człowiekiem, który zmarnował
życie gdybając i tonąc w otchłani żalu, z powodu niewykorzystanych okazji,
braku środków, zdolności, itp. Cejrowskiego można określić mianem człowieka,
który stworzył sobie sprzyjające okoliczności, nie bał się marzyć i podążać za
głosem serca. Człowieka, który odniósł sukces.
W jednej ze swoich książek Cejrowski wyjawia,
że jego fantazje związane z dalekimi podróżami nie zostały zlekceważone lub
wyśmiane w młodym wieku, jak to się, niestety, często zdarza. Na jego drodze
znalazła się Babcia Władysława, z którą potrafił spędzać całe godziny, bawiąc
się w „safari” i zdradzając jej najskrytsze pragnienia. „Nigdy nie prychnęła lekceważeniem, gdy jako dziecko
snułem niestworzone plany. Babcia raczej zachęcała do czegoś niestworzonego,
nieosiągalnego. Delikatnie ciągnęła za język. Prowokowała wyobraźnię do coraz
szybszej galopady”. Można śmiało nazwać ją
motorem motywacyjnym, który zmusił Wojciecha do działania i nauczył wierzyć w
niemożliwe.
Wbrew temu co Cejrowski mówi o sobie, na
pewno nie jest on leniem. Bardzo mu
kiedyś zależało, aby dostać stanowisko w pewnej Amerykańskiej firmie, która
wysyłała swoich pracowników do krajów latynoamerykańskich, aby robili zdjęcia
odległych archeologicznych placówek lub indiańskich plemion. Zdawał sobie jednak
sprawę, z iloma ochotnikami będzie rywalizować o taką pozycję. Musiał się wybić
z tłumu, wykazać się w jakiś sposób. Wybrał skuteczną, aczkolwiek dość
ryzykowną strategię: jeździł tam, dokąd nikt nie chciał jechać. Kiedy w
Salwadorze trwała wojna, Cejrowski wybrał się tam, aby fotografować ruiny. Nie
minęło wiele czasu po trzęsieniu ziemi w Meksyku, a on już tam był. Nie żałował
wakacji, które często spędzał zarabiając na podróże. Przeciwnie. Jest bardzo
wdzięczny rodzicom, którzy zachęcili go, aby już od szesnastego roku życia
zaczął zarabiać na siebie i stał się bardziej samodzielny. Na Boże Narodzenie
wiązał ludziom choinki sznurkiem na bazarze, zbierał szkło, handlował
(nielegalnie) dolarami, pracował na czarno za granicą, organizował dyskoteki,
filmował wesela i komunie. Słowem, żadnej pracy się nie bał. Wyruszanie
samodzielnie, bez sponsorów, bez pożyczek, na drugi koniec świata, Cejrowski
zawdzięcza wyłącznie sobie samemu i
swojej ciężkiej pracy.
Czy
podróżowanie można ćwiczyć? Czy można stać się w tym dobrym? Wychodzi na to, że
tak! WC wzorował się szkoleniami, które przechodzili żołnierze amerykańskich
jednostek specjalnych. Byli oni zrzucani pojedynczo w nieznanym miejscu, bez
dokumentów, pieniędzy, jedzenia, mapy, środków łączności, słowem, bez czegokolwiek
poza tym co mieli na sobie i wojskowym nożem. Postawione przed nimi zadanie
brzmiało następująco: nie wolno wam dać się złapać w obcym kraju i, mimo braku
pieniędzy, macie bezpiecznie wrócić do domu. Wiele razy Cejrowski wyjeżdżał z
Polski Ludowej bez grosza, mając przy sobie zaledwie pięć kilogramów rzeczy
osobistych, i w ten sposób spędzał kilka
miesięcy w egzotycznym kraju. Był to rodzaj wyzwania, które sam sobie stawiał.
Podróżując, Cejrowski
często napotyka na swojej drodze przeszkody, które wydają się nie do pokonania,
i przeżywa rzeczy, po których większość ludzi nie wyjechałaby już nigdy
dobrowolnie za granicę. Samo dotarcie do wioski Indian wymaga nie lada samozaparcia;
„Najpierw dwa tygodnie łodzią w górę
jakiejś małej rzeki, a następnie kilka dni piechotą. Trzeba mieć indiańskiego
przewodnika, który zna kilka indiańskich języków, umie polować i ma u swoich
pobratymców na tyle duży autorytet, by wprowadzić mnie bezpiecznie do wioski, a
potem... bezpiecznie wyprowadzić”. Branża (jeżeli można to tak nazwać), w
której obraca się Cejrowski wymaga ogromnej motywacji, cierpliwości i
wytrwałości psychicznej. Cejrowski nie omieszkał przyznać, że jemu, wytrawnemu,
doświadczonemu podróżnikowi z dwudziestoma trzema latami treningu, udaje się
tylko jedna wyprawa na trzy, cztery... Cechuje go również nieustępliwość i
niezłomna wiara, że wszystko jakoś się ułoży. Wyśmienitym przykładem jest
bardzo niebezpieczna sytuacja, w której znalazł się pewnego razu w Gwatemali.
Niechcący natknął się na wioskę, którą właśnie zaatakowała i przejęła
bezwzględna guerrilla. Zanim się
zorientował co się dzieje, klęczał już na ziemi z lufą karabinu wbijającą mu się w szyję. Myślał, że
już po nim. Pewna śmierć. Cudem, bo inaczej nie można tego nazwać, udało mu się
jednak wyjść z tej sytuacji bez szwanku. W dzikim sercu amazońskich lasów, na
pustyniach, Cejrowski spojrzał śmierci w oczy wiele razy, ale te przeżycia nie wydają
się zniechęcać lub ograniczać go. Wręcz przeciwnie.
Podróżnik WC podarował ludziom
bardzo wiele. Poprzez dzielenie się swoimi niesamowitymi opowieściami,
pokazując świat z zupełnie innej, nieznanej nam perspektywy, zapoznając nas z
obyczajami wyginających plemion i urzekając egzotycznymi zdjęciami.
Niecodziennym przykładem służby społeczeństwu niesionej przez Cejrowskiego jest
jego pierwsza wyprawa do Meksyku. Dotarł na miejsce bez pieniędzy i znajomości.
Pierwszą noc spędził w ‘noclegowni’, gdzie znalazł podobnych do siebie bezdomnych
przybyszów. Wzbudził zainteresowanie,
będąc jedynym białym i zrobił z tego użytek; opowiadając im o świecie, o
Polsce, wzbudził w nich szacunek i zaufanie, do tego stopnia, że następnego
dnia pomogli mu znaleźć pracę. Zapoznali go z wieloma niezbędnymi informacjami,
które pozwoliły mu przeżyć i zarobić z napiwków tyle pieniędzy, że po tygodniu
mógł wyruszyć w dalszą drogę. Innym
razem, jadąc autostopem przez wiejską okolicę w Ameryce Łacińskiej, zauważył
rodzinę ręcznie siejącą kukurydzę. Bardzo go ten widok poruszył, do tego
stopnia, że bez namysłu wysiadł z samochodu, podszedł do rodziny i zaczął siać
razem z nimi. Pozostał tam przez kilka dni, sypiał w ich chacie, spożywał rano
z rodziną skromne śniadanie, po czym wyruszał do pracy na polu. Cejrowski nie
wyjawia czytelnikom, co go skłoniło do takiego spontanicznego zachowania, czym
był wiedziony, ale wyraźnie podkreśla uczucia szczęścia i wolności, które
towarzyszyły temu wydarzeniu.
Podróżowanie po
egzotycznych krajach z niewielkim bagażem, bez kontaktu ze światem zewnętrznym
i minimalną ilością jedzenia wymaga nie lada pomysłowości. Również łatwość dostosowania
się do zmiennych okoliczności jest konieczna. Podczas pertraktacji z Indianami,
Cejorwski często musiał wykazywać się umiejętnością błyskawicznej improwizacji.
Gdy przebywał w dżungli, w górach Santa Maria, tamtejsi Indianie byli dość
nieufni względem niego i nie pozwalali mu wejść do wioski. Jednak pewnego razu
zwrócili się do niego z prośbą, aby uleczył niemowlę, którego nawet ich szaman
nie umiał wyleczyć. Wojciech Cejrowski nie miał pojęcia na co maleństwo było
chore, ale nie dał tego po sobie poznać. To mogła być jego jedyna szansa, by
zdobyć ich zaufanie! Najpierw w przesadnie dziwny sposób oglądał dziecko,
posuwając się do takich idiotyzmów jak podświetlanie latarką małżowin usznych.
Doszedł do wniosku, że dziecko jest pewnie lekko niedożywione. Postanowił podać mu wapno, które
nie miało prawa zaszkodzić.
Okoliczności bardzo mu
sprzyjały, była ciemna, bezksiężycowa noc, chmury pokrywały całe niebo. Wziął
do ręki jaskrawo-pomarańczowy plastikowy kubeczek i zaczerpnął nim trochę
ciepłej wody z kociołka. Następnie włączył swoją wojskową latarkę o niezwykle
silnym promieniu i podświetlił nią od spodu kubeczek, który wnet zmienił się w
pomarańczową latarnię. Podczas wydobywania tabletki, rytmicznie szeleścił folią,
mruczał coś pod nosem, szurał lewą stopą... Stworzył niesamowitą atmosferę, pełną
napięcia i tajemnicy. Kiedy wrzucił tabletkę do wody, ta zaczęła tak syczeć i bulgotać, że
wszyscy Indianie odskoczyli i patrzyli na niego w osłupieniu i zachwycie.
Następnego dnia został bardzo gościnnie przyjęty w wiosce przez nieprzyjaznych
mu dotąd Indian. A potrzebna była mu tylko jedna nieprzespana noc, jedna
tabletka wapna i odrobina twórczej inwencji. W ‘Podróżniku WC’ Cejrowski
zdradza, jakie są podstawy podróżowania; „Uśmiechami
załatwisz transport i noclegi. Pomysłowość skutecznie zastąpi pieniądze”.
Sukces to moim zdaniem pojęcie bardzo subiektywne. Dla jednej
osoby może to być opublikowanie książki, dla innej wynalezienie czegoś nowego.
Jeszcze inni, z kolei, mogą nazwać sukcesem
całe swoje życie, ponieważ we wszystkim co robili, spełniali swoje marzenia.
Myślę, że Wojciech Cejrowski jest jedną z tych osób, które nie zadowolą się
robieniem tylko jednej rzeczy. Ich szczęście rodzi się z robienia różnych
rzeczy, spełniania się w wielu dziedzinach.
Biorąc to pod uwagę, trudno osądzać stopień, w jakim skoncentrował całą
swoją uwagę na dążeniu do celu. „(…)
Przez 100 dni w roku pracowałem w Szwecji w stajni, między innymi przy gnoju.
Zarobione pieniądze wystarczały na 100 dni włóczęgi po Ameryce Łacińskiej. A
pozostałe 165 było na studia”. Na wszystko znalazł się czas.
Cejrowski z pewnością nie
zdobyłby się na wyjechanie dokądkolwiek, gdyby nie głęboko zakorzenione
zamiłowanie do podróży, poznawania nowych ludzi, obyczajów i… zacięta nienawiść
do zimy. Każdy odkrywa swoje szczęście na inny sposób, w innych
okolicznościach. Na inny sposób interpretuje słowo sukces. „Byłem szczęśliwy.
Bez grosza, bez planów; wolny i szczęśliwy”, mówi Cejrowski, wspominając
jedną ze swoich podróży. Cejrowskim niezaprzeczalnie kieruje głos serca, a nie
żądza pieniędzy. „Fotografuję (...) dla
własnej frajdy - takie hobby, a potem okazuje się, że kupują ode mnie te
zdjęcia. Z pisaniem jest podobnie - pisze bo lubię - taka prywatna pasja, a
potem mnie drukują”. Takie wyznanie skłania czytelnika do zastanowienia
się, czy sławne osoby często przyznają, że w gruncie rzeczy zależy im tylko na
robieniu tego co kochają, a pieniądze są sprawą drugorzędną...? WC zakochał się
w Ameryce Łacińskiej do tego stopnia, że planuje zbudować statek mieszkalny,
czyli pływający dom jednorodzinny, w którym zamieszka na Amazonce. Nikt nie ma
wątpliwości, że człowiek o takim usposobieniu i zaciętości jak Wojciech
Cejrowski dopnie swego i spełni swoje kolejne marzenie. Odniesie sukces.