The first Polish-English Workshop in Glasgow took place on Saturday the 22nd of September. We worked on 'Lost in Translation' by prof. Lera Boroditsky.
22 września 2012 odbyły się w Glasgow pierwsze warsztaty polsko-angielskie dla młodzieży. Pracowaliśmy na artykule prof. Lery Boroditsky pt. "Zagubione w tłumaczeniu".
.................................................................................
On
today’s lesson we learned about how different languages affect the way people
think. E.g. in Russia, people have more words for different shades of blue
which allows them to visually discriminate shades of blue.
We also learned that some languages have
fewer words than others. For example: Some indigenous tribes say north, south,
east & west instead of left and right (<- & ->). That makes them
have better spatial orientation and instead of saying ‘there’s an ant on your
left leg,’ they would say ‘there’s an ant on your south-west leg’. Another
example would be that the Piraha don’t use numbers (1, 2, 3 etc.), but instead
they use terms like: few, some, a bit, not much & a couple. That makes them
not know their exact age or the exact date.
Apart
from that we learned that Spanish and Japanese speakers couldn’t remember the
agents of accidental events as well as English speakers could, because in Spanish
and Japanese, the agent is dropped. E.g. ‘The car
crashed,’ instead of, ‘Arnold crashed the car.’
(by Dominik & Tymek)
Na zajęciach
uczyliśmy się jak tłumaczyć z angielskiego na polski. Nie było łatwo. Trochę
też pisaliśmy o sobie i o innych uczestnikach warsztatów. Pisanie o sobie i o
innych było moją ulubioną częścią warsztatów.
(Zuzia)
.............................................................................
Below are our works inspired by the article.
A tutaj są nasze prace inspirowane artykułem:
Świat bez liczb / World without numbers
W sobotę na warsztatach u pani Marzanny poznaliśmy plemię
Piraha. Plemię to nie zna liczb, miar czasu, nie mają nazw kolorów, nie umieją
pisać i prawie nic nie wiedzą o swojej historii. Ponad 25 lat temu profesor Everett
postanowił nauczyć plemię liczb, ale nie powiodło się. Znalazł się w świecie, w
którym ludzie zamiast słów wydają pomruki i gwizdy. Ich język był bardzo trudny
do odszyfrowania. Po pewnym czasie spędzonym z nimi i dzięki podsłuchiwaniu ich
rozmów profesor zaczął rozumieć ich mowę. Doznał szoku, gdy odkrył, że tamtejsi
wojownicy planują na niego zamach. Kiedy poznał plany wojowników, zamknął ich całą broń i zabarykadował w domu
swoją rodzinę. Plemię Piraha było bardzo zdziwione, że profesor rozgryzł ich
plany i język. Piraha odtąd nabrali do niego szacunku. Ta historia jest dla
mnie bardzo zaskakująca i byłem bardzo zdziwiony, że ktoś może nie używać w
swoim języku liczb. Plemię Piraha nie dość, że nie używa liczb, to nie jest w
stanie ich pojąć.
(Wiktor)
.........
Wyobrażacie sobie świat bez liczb? Nie? Wiec opowiem wam
historię o ludziach, którzy nie używają żadnych liczb. Oto tamten kraj nazywał
sie Piraha. Nie używano tam liczb. Może czasem sie zdarzyło im
powiedzieć jakąś liczbę, to nie zbrodnia, ale próbowali jak najczęściej omijać
liczby. Jak ktoś się spytał ile masz lat? Oni by odpowiedzieli albo „mniej niż
ty”, „więcej niż ty”, „niewiele” i tak dalej i tak dalej. Więc zaprosiliśmy
gościa z ludu Piraha. Zrobimy z nim mały wywiad:
Prowadzący: Dzień dobry.
Pan z ludu Piraha: dziendobry
Prowadzący: Proszę pana, zastanawialiśmy się jak się żyje
bez liczb.
Pan z Piraha: no dobrze nam sie wiedzie, a życie bez
liczb jest jak każde inne życie, tylko że bez liczb.
Prowadzący: Ciekawa odpowiedź. Może pan nam jeszcze cos
powiedzieć o sobie?
Pan z Piraha: Owszem. Nazywam sie Piotr
i jestem sławnym pisarzem mam trójkę dzieci i szczęśliwe życie.
Prowadzący: a jak sie nazywają twoje dzieci?
Piotr: Amelka, Michał i Ewelina.
Prowadzący: Bardzo ładne imiona. Mam jeszcze kilka pytań.
Ile ma pan lat?
Piotr: Jestem wiele starszy od ciebie.
Prowadzący: Może pan to bardziej określić, na przykład
używając liczb?
Piotr: Raczej nie chcę.
Prowadzący: Ja mam 27, a wiele więcej mi nic nie mówi.
Proszę.
Piotr: No dobrze, mam 43 lata.
Prowadzący: No i co? Było trudno?
Piotr: No nie, ale nasza religia mówi, że nie powinniśmy
używać liczb.
Prowadzący; Mhm......No dobrze, to chyba juz wszystko na
dziś. Do widzenia Piotrze. *Piotr wychodzi*
Prowadzący: Dziękuję, to wszystko na dzisiaj, w następny
czwartek o 18:30 zapraszamy na innom część tej opowieści. Następnym
razem będzie o ludziach z Pormpuraw, którzy nie mają ani prawa ani lewa.
Chcecie wiedzieć, co mówią zamiast „w prawo” i „w lewo”? To zapraszamy na nasz
program! Dobranoc!
(Zuzia)
.........
Szedłem sobie leśną ścieżką i nagle natknąłem się na małego chłopca.
-Kim jesteś? - zapytałem
-Jestem chłopcem z ludu Piraha...- odpowiedział.- A kim
ty jesteś?
-Jestem Maciek, z Polski... Ile masz lat?
-Mniej niż mój ojciec. - odpowiedział. – Chodź, zabiorę
cię do wioski.
-A jak daleko jest ta wioska?
-Niewiele metrów stąd.
-A mógłbyś mi powiedzieć dokładnie?
-O co ci chodzi?- zapytał.
-No wiesz, pięćdziesiąt, sto metrów stąd...
-Pięćdziesiąt? Sto? Co to „pięćdziesiąt” i „sto”?
Nagle przypomniałem sobie lekcję o tłumaczeniach i
pomyślałem sobie: No tak. Przecież w
języku Piraha nie ma liczb.
-Nie, nic. - powiedziałem szybko -Zaprowadź mnie do twej
wioski.
Szliśmy tak około 10-15 minut i nagle zobaczyłem dym. Coś się pali - pomyślałem.
-Czemu idziemy w stronę pożaru?- zapytałem.
-To nie pożar, lecz dym unoszący się z kominów w wiosce.
-A ile domów jest w waszej wiosce?
-Kilka, mniej niż mam włosów na głowie, ale więcej niż
liczba włosów mojego ojca. On jest łysy - odpowiedział i uśmiechnął się.
Odwzajemniłem uśmiech.
Po kilku minutach, jak doszliśmy do wioski, wskoczyła na
mnie jakaś pomarańczowa żaba. A wtedy usłyszałem jakby głos mojej mamy
mówiącej:
-Wstawaj do szkoły! – i nagle pojawiłem się w moim łóżku.
Okazało się, że to był tylko sen.
(Dominik)
...........
Pewnego
razu kiedy wybrałem się do Australii, by poznać wioskę, w której nie używa się
określeń „w lewo” i „w prawo” lecz zamiast używa się czterech kierunków świata
- północ, południe, wschód i zachód. Kiedy dojechałem do wioski mieszkańcy
spytali się mnie skąd przybywam, a ja odpowiedziałem, że przybywam z dalekiej
krainy na północnym wchodzie. Byli zdziwieni, że odpowiedziałem poprawnie, a
nie tak jak zwykli turyści. Chyba ich to ucieszyło, bo od razu sie uśmiechnęli.
Zaraz
potem była wielka impreza (nie taka jak u nas), od razu po imprezie poszedłem
spać, gdyż byłem bardzo zmęczony podróżą, i nawet jeśli łoże było zrobione z
bambusa i liści, szybko zasnąłem.
Na
następny dzień wszystko mnie bolało, ale i tak poszedłem z porpuriankowiczami
na polowanie, bo bardzo chciałem zobaczyć las deszczowy, obok którego była
położona wioska. Po paru godzinach złapaliśmy jakiegoś dzikiego ptaka, tapira
oraz antylopę. Kiedy wracaliśmy do wioski zauważyłem, że jaden z łowców ma na
plecach wielkiego czarnego żuka, więc krzyknąłem ze na plecach na zachodnim
barku ma czarnego żuka. On powoli obrócił głowę w stronę zachodu i popatrzył na
swój bark i bez strachu, powoli podniósł rękę i szybkim ruchem zrzucił go z
siebie, obrócił się w moją stronę i kiwnął głową na znak wdzięczności.
Na
obiad zjedliśmy antylopę, którą złapaliśmy, oraz ptaka na deser. Mięso ptaka
smakowało słodko i rozpływało się w ustach, a mięso antylopy było trochę jak
krowy. Po obiedzie wódz powiedział mi, że przynoszę im szczęście i zaśmiałem
sie głośno, a on wraz ze mną. Na kolację zjedliśmy tapira, który smakował (nie
wiem dlaczego) trochę jak kurczak. Wieczorem przyjechali po mnie ludzie, by
zabrać mnie na lotnisko, z którego polecę na główne lotnisko, a stamtąd do
Polski. Chyba nigdy nie zapomnę tej podróży, gdyż nauczyłem sie wiele...
(Tymek)
Tak się to pisze: stąd, stamtąd, gdyż, poszedłem, liści, zauważyć, głową, nie wiem.